Blog

16.02.2023

Rozpaczliwa teraźniejszość

W artykule znajdziesz:

Rozpaczliwa teraźniejszość

Obszerne fragmenty książki poświęcone są, oczywiście, partyzantce. Czasem w postaci wtrąconego wspomnienia, czasem osobnego opowiadania. Dziś czyta się to trochę jak powtórki z Lotnej, Polskiej jesieni czy Kolumbów. Ale nie zawsze. Jeśli już szukać rzeczywistych paranteli, odwołałbym się bardziej do Różewicza, tego zwłaszcza z Do piachu… Podobna ostrość widzenia i sądzenia jasnych i ciemnych stron partyzantki. Przy okazji warto pamiętać, że Lohmann mógł pisać bez cenzury (program uprawnienia budowlane na komputer).

W miarę lektury tej powieści-niepowieści zaczynają dominować dwa główne tematy. W planie teraźniejszym narastająca upiorność życia pod koniec roku 1981. W planie historycznym - uświęcenie Armii Krajowej. Zrozumiałe, że te wątki, pozornie odległe, ale wewnętrznie niepokojąco bliskie, przeplatają się, nawet jakoś wzajemnie warunkują. Dodatkowego smaku nabiera fakt, że rozpaczliwa teraźniejszość jawnie przegrywa z heroiczną, choć tragiczną przeszłością (program uprawnienia budowlane na ANDROID).

Czym tak naprawdę są te dwa tomy Na lewo jest wschód? Sternowską powieścią-workiem, powieścią w pseudopowieści, poematem dygresyjnym z setką wątków prawdziwych i fikcyjnych? Może najbardziej: pamiętnikiem starego Kandyda, który ma poczucie wielkiej przegranej i jeszcze tylko usiłuje dać tej przegranej literackie świadectwo (uprawnienia budowlane). Ten Kandyd jest człowiekiem towarzyskim, ale bardzo samotnym. Najwspanialsze lata jego życia skończyły się w 1945. z chwilą formalnej likwidacji leśnej partyzantki AK-owskiej. Teraz ma szósty krzyżyk na karku i poczucie grzęźnięcia w lepkim błocie życia.

Co zostało (program egzamin ustny)?

Żyję z tą przeklętą koniecznością pisania, w lęku. by tę potrzebę wspomagała jasność widzenia, i nie mam czasu nawet żyć, cieszyć się najprostszymi odczuciami, otaczającymi rzeczami, czy z samego biologicznego istnienia. Nie chcę nikogo widzieć, żeby się nie rozpraszać, czytam prawie tylko to, co sam napiszę, wpatruję się w siebie i życie jak zakochana w sobie przed lustrem w swą twarz, gdy ją pudruje, maluje, szminkuje. Wciąż to. co napisałem, skreślam, poprawiam, przerabiam, skracam, myślę o tym nawet, gdy kogoś spotykam, zaraz denerwuję się, że tracę czas (opinie o programie).

Zgrzyt łopat

Ale niedługo później: „Moje pisanie, do diabła z nim. to tylko sposób na życie, zmaganie się z pamięcią. Nie jestem normalny. Gdy ktoś dostanie w pysk, tak jak ja, nie może nim być. Zginęła przeszłość, wszystko, co było mi bliższe niż własne życie, bo nie jest ważne, że została uznana za wrogą. obcą. ale że jej nie ma.”

Więc po co to wszystko, ten bolesny wysiłek zaczerniania stron? Żeby nie zwariować? Żeby zdążyć? Dać świadectwo? Sobie? Epoce? Przeszłości? Teraźniejszości? Książka przy tym właściwie bez początku i końca. Hybryda tylu form, gatunków, miejscami niespójna, ogromnie nierówna, przejmująca jako wyznanie i miejscami nudnawa, nawet pretensjonalna (segregator aktów prawnych).

Przy tych wszystkich - bodaj nieuniknionych - słabościach i nierównościach jest to wyjątkowej rzetelności świadectwo prawdy pewnego czasu. I swoisty pomnik wystawiony AK-owskiemu pokoleniu, które kiedyś, zdziesiątkowane, sponiewierane przez wojnę - jednak wygrało. Żeby przegrać.

Wygląda, że będziemy się wszyscy coraz częściej spotykać także i tu - szepnął do mnie Edek Chudziński, kiedyśmy przedwczoraj, w czerwcowy czwartek, szli od bramy cmentarza Rakowickiego ku temu kawałkowi ziemi, w którym miał skryć się na zawsze jeszcze jeden. Ten najbardziej widomy dowód nietrwałości ludzkiego życia. Umarł Bolek Greczyński. Miał 44 lata. Był wśród „nas” jednym z najmłodszych. Zabiła go nagle objawiona białaczka (promocja 3 w 1).

Pogrzeb był dziwnie cichy, niemal intymny. Może dlatego, że nikt nie wiózł ani nie niósł trumny, co zawsze robi trochę patetyczne wrażenie, i potem nie spuszczano jej przy tym nieco żenującym skrzypieniu sznurów, i nie zasypywano jej, jak zawsze za długo, przy jeszcze dokuczliwszym zgrzycie łopat. Po prostu trumny nie było. Prochy Bolka, w urnie, przytransportowane z Ameryki, niósł Franek Muła. Pudełko było jasne, z wypisanym ukośnie imieniem „Bolek”. O ile pamiętam, to był jego własny, Bolka, charakter pisma. Jakby sam na siebie podpisał wyrok.

Najnowsze wpisy

25.03.2024
Egzaminy dla osób ukaranych

Osoby ukarane z tytułu odpowiedzialności zawodowej zgodnie z artykułem 96 Ustawy Prawo Budowlane, które zostały zobowiązane do ponownego zdania egzaminu,…

22.03.2024
Wniosek o ponowny egzamin na uprawnienia budowlane

Wniosek o ponowne wyznaczenie terminu egzaminu na uprawnienia budowlane należy złożyć w przypadkach, kiedy nie możesz uczestniczyć w wyznaczonym terminie…

53 465

użytkowników zdobyło uprawnienia budowlane z nami

98%

powtarzalności bazy pytań na egzaminie pisemnym i ustnym

32

sesje egzaminacyjne doświadczeń i nauki razem z nami

53 465

użytkowników zdobyło uprawnienia budowlane z nami

98%

powtarzalności bazy pytań na egzaminie pisemnym i ustnym

32

sesje egzaminacyjne doświadczeń i nauki razem z nami